Backpacker vs. Turysta – kto gorszy?

„Dziś prawdziwych podróżników już nie ma…” – chciałoby się zaśpiewać. A jednak ciągle lubimy sobie przypinać łatki obieżyświatów, globtroterów, backpackerów… Odcinając się przy tym od przeciętnego „turysty”. Chcemy wierzyć, że jeśli jeździmy na własną rękę, z plecakiem i w dalekie „egzotyczne” rejony, to nasze podróżowanie jest lepsze niż sąsiada Kowalskiego wylegującego się na hotelowej plaży z opaską all inclusive. Czy tak jest naprawdę?

My, aspirujący podróżnicy, pragniemy czuć się odkrywcami. Tymczasem ku naszemu ubolewaniu, białych plam na mapie już nie ma. Owszem, są plamy szare, czyli rejony, w które dociera stosunkowo niewielu śmiałków z zewnątrz – czy to ze względu na trudną dostępność miejsca czy też niebezpieczną sytuację polityczną lub społeczną Są to m.in niektóre ogarnięte wojną kraje Bliskiego Wschodu, głęboka Afryka, zakątki amazońskiej dżungli. Zdecydowanie nie należą do nich jednak modne backpackerskie kierunki: Wietnam, Kambodża, Birma czy popularny ostatnio Iran.

My, aspirujący podróżnicy pragniemy przygody. Chcemy wierzyć, że podróżujemy ekstremalnie, oryginalnie, inaczej niż wszyscy. I… wszyscy wpadamy w te same pułapki.

Backpackerzy są obecnie oddziałami szturmowymi masowej turystyki. Tam, gdzie docierają, natychmiast rozkwita turystyczny biznes. Backpackerzy chcą być poza głównym nurtem, a stają się niewolnikami przewodników Lonely Planet. Tak szukają autentyczności, wolności i wyjątkowości, że potem lądują w tych samych polecanych przez przewodnik hostelach, tych samych knajpach, jeżdżą na te same „ekstremalne” wyprawy. 

– mówi Paweł Cywiński w doskonałym wywiadzie o korzeniach współczesnej turystyki.

Nawet jeśli uda nam się wybrać stosunkowo unikalny kierunek i dotrzeć do miejsca, gdzie będziemy jedynym „białasem” w zasięgu wzroku, co to zmienia w szerszej perspektywie? Czy nasze podróżowanie będzie rzeczywiście pełniejsze i bardziej wartościowe niż przeciętnego turysty? Moim zdaniem, może być wprost przeciwnie. Bo tzw. backpackerzy potrafią być większymi szkodnikami od turystów. 

Backpacker vs. Turysta

Po pierwsze, kasa. Backpackerzy są znani z oszczędnego podróżowania, ba, z przechwalania się tym, kto potrafi przetrwać w drodze mniejszym kosztem. W efekcie dochodzi do absurdanych sytuacji, gdy bogate dzieciaki, które kupiły bilety za parę tys. by przylecieć do Azji, targują się o pół dolara z lokalnym sprzedawcą na targu. Byle tylko udowodnić, że nie dają się nabrać na „turystyczne ceny”.

Jeżdżenie autostopem, couchsurfing, korzystanie z lokalnej gościnności – to wszystko są cudowne pomysły na podróż, ale tylko wykorzystywane z głową. Jeśli odwiedzamy kraj „tani”, czyli zwykle uboższy od naszego, to nie nastawiajmy się na naciąganie naszych gospodarzy i wykorzystywanie cudzej dobroci tylko dla własnej przyjemności. Bądźmy świadomi tego, że podróżując, to sobie robimy dobrze, a nie innym. I że wydawanie pieniędzy – oczywiście w sposób przemyślany – jest formą wsparcia lokalnej społeczności. Więcej o tym, dlaczego tanio nie zawsze znaczy dobrze, przeczytacie na portalu Post-Turysta.

Oczywiście najtańsze atrakcje turystyczne i opcje noclegowe często mają też niewiele wspólnego ze wspieraniem lokalnych biznesów czy zrównoważonego rozwoju. To ja już chyba wolę tego turystę, który zatrzyma się w renomowanym hotelu – zwykle duże marki muszą dbać o to, by spełniać chociażby standardy ekologiczne. Turysta wie, że wakacje oznaczają wydawanie pieniędzy. I nie zamierza naciągać innych, by płacili za jego rozrywki czy oferowali mu darmowe posiłki.

Wyśmiewamy wczasy all inclusive i „płytką” formę spędzania czasu, jaką jest leżenie w basenie wśród drinków z palemką. Rozumiem to, ja też wolę aktywny wypoczynek. Ale i backpackerzy nie są lepsi. Coraz częściej w hostelach widzę pokłosie tego, co nazywam podróżowaniem imprezowym – ot, nastawionym głównie na opicie się tanim piwem i obżarcie lokalnym street foodem – na tym kończy się dla wielu upragniona „egzotyka”. Studenci praktykujący „gap year” drą się na ulicach Kuty (Bali), śmiecą na potęgę, czas spędzają głównie ze sobą nawzajem. Nie ma tu miejsca na jakąkolwiek wymianę kulturową, nie ma próby prawdziwego poznania i zrozumienia miejsca, do którego przylecieli tanimi liniami.

Werdykt?

Co wynika z tych niewesołych rozważań? Przede wszystkim, warto raz na zawsze skończyć z podróżniczym snobizmem i tworzeniem bezsensownych podziałów „podróżnik/backpacker” kontra „turysta”.

Można organizować sobie wakacje na różne sposoby: tanio lub luksusowo, samodzielnie lub z biurem podróży, można jeździć z plecakiem lub z walizką, samotnie lub z przyjaciółmi, na drugi koniec świata albo do sąsiedniego miasta. Logistyka, budżet, warunki, towarzystwo – to są kwestie osobistych preferencji, detale nie mające nic wspólnego z jakością i wartością naszych podróży.

Z pewnością warto jednak zadbać o to, by podróżować świadomie. By dowiedzieć się co nieco o miejscu, do którego się wybieramy, ale jednocześnie jechać tam z otwartym umysłem. By zainteresować się lokalną kulturą i naturą. By uczynić naszą wizytę w tym miejscu jak najmniej inwazyjną, a wprost przeciwnie – możliwie przyjazną dla ludzi i środowiska. Wreszcie, postarać się mocno, żeby ta podróż nas czegokolwiek nauczyła. Bo to wcale nie jest oczywiste.

turystka2.jpg
Turystka tudzież backpackerka na Sumatrze

Zobacz też: 5 rzeczy, których może (ale nie musi) nauczyć Cię podróżowanie

 

9 uwag do wpisu “Backpacker vs. Turysta – kto gorszy?

  1. Świetny artykuł! Moim zdaniem każdy powinien odkryć odpowiednią dla siebie formę podróżowania po świecie. Białych plam jest mnóstwo, są one wszędzie tam, gdzie jeszcze nie byliśmy. Nie uważam, że koniecznie trzeba wybierać odludne czy niebezpieczne miejsca, aby mieć udany urlop. W samej Europie jest tyle skarbów do odkrycia, że jedno życie na pewno nie wystarczy na wszystkie. Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

  2. No właśnie sedno w tym żeby mieć oczy szeroko otwarte. Nigdy nie nazwałbym siebie backpacerem bo raczej daleko mi do przemierzania na dziko nowych miejsc a do tego mój mąż nie lubi spontanicznej włóczęgi w nieznane. Tak więc staram się znaleźć dla nas złoty środek. Jest plan i porządek,spokojny hotel ale i moje dodatkowe atrakcje w postaci wyjścia na szlak, pójścia na miejscowy targ,skręcenie z utartej ścieżki i spróbowania lokalnych przysmaków a nie hotelowych dodatków. Ktoś mi ostatnio powiedział,że współcześni backpacerzy faktycznie to raczej zmuszeni wersja all inclusive dawni turyści. Co ciekawe ludzie szukają nowych doznań, zapłacą krocie za mieszkanie w ziemiance. Nie chce wsadzić wszystkich do jednego worka ale tak jak napisałaś, we wszystkim chodzi o uwaznosc. Bo co wiemy o tym miejscu gdzie byliśmy to już nasz wewnętrzny skarb.

    Polubienie

Leave a Reply