Płakałam w Indonezji

Kiedy siedzę w autobusie pędzącym w stronę lotniska, czuję ukłucie w sercu. Wyjeżdżam z Indonezji i nie mogę się z nią rozstać. Jeszcze nie wyjechałam, a już tęsknię.

Indonezja wchodzi mocno w głowę, serce oraz duszę. Porusza emocje i sprawia, że odtąd każde miejsce na Ziemi będę porównywać z tym chaotycznym, upajająco pięknym, różnorodnym i pełnym absurdów krajem. I żadne nie wytrzyma tego porównania, bo żadne nie jest Indonezją. A ja będę myśleć nocami tylko o tym, kiedy wrócić i jak zwiedzić wszystkie 13 tysięcy wysp. Indonezja jest jak narkotyk.

Bule, picture!

Pamiętam wszystkie twarze. Rozchichotane, otoczone hidżabami buźki dziewczynek, wracających ze szkoły na Sumatrze Północnej. Poprosiły o zdjęcie i spędziłyśmy jakieś pół godziny, cykając dziesiątki ujęć z zabawnymi minami, które należało złożyć w gustowny kolaż (tak, by zebrał dużo lajków na Insta). Pamiętam twarz grubego kierowcy busika na Bali, zbaczającego z drogi 15 km tylko po to, by pokazać pasażerom ulubioną restauracje, która okazała się jakąś rozwalającą budką ze smażonymi rybami. Przystojnego śniadego młodzieńca na łódce na Gili, o skośnych oczach i ostrych rysach, żartującego głośno i wrzucającego nasze bagaże pod pokład. Staruszkę, która poczęstowała mnie gorącą kopi susu (kawą ze skondensowanym mlekiem), gdy ulewa przemoczyła mnie do suchej nitki. Brudnych malców witających mnie nieśmiertelnym: Hello Mister.

W Indonezji każdy biały niezależnie od płci jest Misterem. I oczywiście bule. Bule to uniwersalne, zabawne słówko określające przybysza z Zachodu w sposób kpiący, ale nacechowany ogromną sympatią. Bo Indonezyjczycy uwielbiają bule. Pewnie, troszkę się z nas śmieją, z tego jacy jesteśmy wrażliwi i delikatni, że nie możemy jeść pikantnego indonezyjskiego jedzenia, łapiemy oparzenia słoneczne, nie potrafimy dobrze chodzić po dżungli ani korzystać z „normalnego” (czyli kucanego) kibelka. Ale z drugiej strony z zachwytem wzdychają na widok naszej jasnej skóry. Kremy, balsamy, dezodoranty – wszystko tu w Azji Południowo-Wschodniej jest whitening. Indonezyjczycy nie mogą uwierzyć, gdy tłumaczę, że my dla odmiany mamy kosmetyki brązujące i chodzimy się opalać pod sztucznymi lampami.

Pamiętam wszystkie rozmowy, toczone w mieszance mojego łamanego bahasa i ich łamanego angielskiego. Pogawędki w przydrożnych knajpkach, hostelach, sklepach czy po prostu na środku ulicy. Lądujesz w indonezyjskiej stolicy, obrzydliwej, brudnej i przeludnionej Dżakarcie i jesteś gwiazdą. Ludzie do Ciebie machają, uśmiechają się, zagadują. No i oczywiście, robią sobie zdjęcia – niby dyskretne fotki z ukrycia albo zupełnie jawne selfie. Bule, picture! – słyszysz co chwilę, a przecież jasnym jest, że nie jesteś pierwszym białym człowiekiem, który postawił stopę w dziesięciomilionowej metropolii. Po prostu, to jest takie fajne i trendy, żeby mieć zdjęcie z białasem.

Pamiętam wszystkie dobre uczynki, którymi zostałam obdarowana. Gdy starszy pan szedł ze mną 10 minut, by pokazać mi drogę i upewnić się, że nie zabłądzę. Gdy taksiarz w Padang podwiózł mnie za darmo na lotniskowego busa, na którego byłam już niemal spóźniona, bo zbytnio udzielił mi się indonezyjski luz. Gdy ogłosiłyśmy z dziewczynami na stronie Couchsurfingu, że przyjeżdżamy do Yogyakarty i nagle mogłyśmy przebierać w ofertach, bo mnóstwo ludzi chciało nas ugościć, przywitać, oprowadzić po mieście.

Jest mi głupio, bo wiem, że dano mi więcej niż zasługiwałam i nie jestem pewna, czy każdemu odpowiednio podziękowałam. Z pewnością wielu ludziom nigdy się nie odwdzięczę. Zrobiłabyś to samo na naszym miejscu – mówili, uśmiechając się nieśmiało. Wcale nie jestem pewna, czy to prawda.

Pamiętam, jak siedzieliśmy wieczorem na plaży na wyspie Gili Trawangan, ja, 2 moje przyjaciółki i 3 lokalnych chłopaków. Jeden grał na gitarze (co jest w Indonezji równie naturalną umiejętnością jak jazda na rowerze), drugi śpiewał, a trzeci wdał się z nami w dyskusję na temat tego, co jest ważne w życiu.

Friendship. People before money – powiedział, a sam przecież pracował w biznesie turystycznym. Te słowa zapadły mi w pamięć, bo każdy moment spędzony w Indonezji zdawał się je potwierdzać.

Jedność w różnorodności

Tak brzmi oficjalna dewiza Unii Europejskiej. Oraz Indonezji. Sama nie wiem, gdzie bardziej pasuje. Jak jest w Europie wszyscy wiemy (albo przynajmniej tak nam się wydaje), więc nie będę teraz wchodziła w dyskusję o multi-kulti. A w Indonezji?

Ponad 13 tysięcy wysp – albo i ponad 18 tysięcy, zależy od źródła. Znakomita większość to oczywiście małe bezludne wysepki, skały wystające z wody i tym podobne twory. Ok 900 wysp jest jednak zamieszkanych. Przez 250 mln ludzi narodowości indonezyjskiej, jednak dzielących się na ok. 1000 grup i podgrup etnicznych, mówiących ponad 700 językami.

Indonezja rozciąga się na 3 strefy czasowe, a różnice pomiędzy skrajnymi punktami na mapie tego kraju są, łagodnie mówiąc, kolosalne. Właściwie każda wyspa (a w przypadku tych wielkich jak Jawa czy Sumatra wręcz każdy region wyspy) ma swój własny język, lokalną kulturę, prawa i obyczaje. Co ma wspólnego Papuas z mieszkańcem Jawy Środkowej? Pewnie niewiele więcej niż np. Rosjanin z Portugalczykiem. I odległości w sumie podobne. Po samej Indonezji można podróżować miesiącami, ba – latami, i się nie znudzić.

Indonezja to być może najbardziej zróżnicowany kraj na świecie. Jednak są też punkty styczne w tej mozaice.

Po pierwsze, język. Bo obok wszystkich lokalnych języków i dialektów mamy bahasa indonesia, odmianę malajskiego, narzuconą krajowi przez dwóch głównych liderów (inni mówią: dyktatorów): Sukarno i Suharto, którzy w pewnym sensie stworzyli niepodległą Indonezję. Edukacja, telewizja, książki i gazety, urzędy – wszędzie tam od kilkudziesięciu lat używany jest indonezyjski i dziś rzeczywiście spokojnie można się nim porozumieć nawet w najdalszych zakątkach kraju. Nawet tam, gdzie w domach używa się dialektu Batak, balijskiego czy jawajskiego, ludzie mówią i rozumieją bahasa. A jest to język bardzo prosty, więc polecam poznać przynajmniej podstawy przed podróżą do Indonezji (bo po angielsku to tam się nie dogadacie).

 Religia i magia

Drugi wspólny mianownik to religijność. I nie mam tu na myśli wcale dominacji islamu – który jest rzeczywiście najpopularniejszą religią, ale i tak ma setki lokalnych odmian, mocno zmiksowanych z tradycyjnymi wierzeniami np. animistycznymi.

Mało kto zdaje sobie sprawę, że to Indonezja jest krajem, gdzie mieszka najwięcej muzułmanów na świecie – a przecież tutejszy islam mocno odbiega od zakorzenionego w naszej wyobraźni modelu bliskowschodniego. Religia ta upowszechniła się w Indonezji ok. XII – XIII wieku nie poprzez świętą wojnę, ale drogą pokojowej ekonomicznej ekspansji dokonywanej za pośrednictwem muzułmańskich kupców. Później oczywiście bywała ona wykorzystywana w polityce jako jeden z czynników, który miał pomóc zjednoczyć kraj. Dziś wzorce arabskie są silne np. na Sumatrze, gdzie rzeczywiście zobaczymy kobiety zakryte od stóp do głów (choć nadal są to lokalne stroje a nie np. burka czy nikab). Ale już na takiej Jawie wiele muzułmanek nie nosi nawet chusty na głowie.

SONY DSC
Hinduska świątynia Uluwatu na Bali.

Islam nie jest też jedyną opcją. Na Bali kwitnie i zachwyca turystów unikalna odmiana hinduizmu. Na Sumatrze Północnej, w okolicach jeziora Toba, istnieje spora społeczność protestancka. Coraz większym zainteresowaniem cieszy się buddyzm, spopularyzowany przez Chińczyków.

Indonezyjczycy są raczej tolerancyjni. Możesz wyznawać jaką religię chcesz – ale jakąś musisz. Bo koncepcja ateizmu jest tutaj kompletnie niezrozumiała. Religię ma się wpisaną w dowodzie osobistym i pytanie o nią stanowi stały element typowej pogawędki zapoznawczej, tuż obok zapytań o wiek, pochodzenie i stan cywilny. Nie mieć religii, to jakby nie mieć narodowości.

W parze z religią idzie trzecia cecha łącząca Indonezję – magia. I wiara w nią, oczywiście. Bardzo tradycyjne obrzędy, które my nazwalibyśmy przesądami, są tu na porządku dziennym. Jedną z ciekawszych kultur jest Toraja na południu Sulawesi (jakoś nie mogę się przekonać do polskiej nazwy: Celebes). Ludzie Toraja słyną ze szczególnego stosunku do zmarłych. Nie tylko „mumifikują” swoich przodków, ale również przynajmniej raz w roku wyciągają ich z grobów podczas sierpniowego święta, którego nazwa może być luźno przetłumaczona jako „Czyszczenie Zwłok”. Ciała zmarłych są przebierane w nowe stroje, sadzane przy stole i karmione. Odbywa się także swego rodzaju rytuał „ożywiania”, podczas którego ciała mogą się unosić i poruszać. Zainteresowanych bliżej tematem odsyłam do internetu i filmików na Youtubie.

Spytałam poznanego w podróży znajomego z Sulawesi, czy na jego wyspie rzeczywiście ożywia się trupy. Przytaknął.
– No ale, jak to robią? – dopytywałam.
– Normalnie. Magia  – wzruszył ramionami.

 Hojność natury

Indonezja została bogato obdarzona niesamowitą bioróżnorodnością. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że są to krajobrazy dziewicze i stopą ludzką nietknięte, ale można tam znaleźć naprawdę setki bajecznych zakątków stosunkowo mało popularnych wśród turystów z Zachodu – zwłaszcza w porównaniu do takiej Tajlandii, Kambodży czy Wietnamu.

Setki wulkanów, spośród których ok. 70 wciąż jest czynnych. Na wiele można się wspinać, podziwiać zatopione w zastygłej lawie krajobrazy rodem z gry komputerowej, oglądać wschód słońca ze szczytu – ot, chociażby Bromo czy Semeru na Jawie albo Mount Batur na Bali. Wulkany są przekleństwem, ale i darem Indonezji, bo to między innymi dzięki nim ziemia jest na wyspach tak żyzna.

Miłośnicy wodospadów będą w Indonezji zachwyceni. Na samej Sumatrze czy Lomboku znajdą ich dziesiątki. W wielu można pływać, do niektórych trzeba się przedzierać przez dżunglę, do innych podjedziemy nawet samochodem. Niektóre mają całkiem nieźle zorganizowaną infrastrukturę, chociażby przy położonych nieopodal Yogyakarty wodospadach Sri Gethuk został stworzony pół-sztuczny basen. W takich miejscach trzeba oczywiście zapłacić jakieś grosze za wstęp. Są jednak i bezimienne wodospady zagubione pośrodku lasu, do których poprowadzą nas tylko lokalsi i gdzie będziemy sami cieszyć się chłodną kąpielą pod gołym niebem w otoczeniu najpiękniejszym z możliwych.

Rajskie plaże i fale dla surferów – z tego słynie np. Bali, choć ja akurat nie jestem fanką imponującej, przyznaję, ale tłocznej i zaśmieconej plaży w Kucie. To już przyjemniej jest na pobliskich wysepkach Gili (Gili Trawangan, Gili Air i Gili Meno). Mimo że w ostatnich latach zyskały one dość imprezowy charakter (zwłaszcza Gili Trawangan), nadal jednak kuszą plażami, palmami i wodą tak niebieską, że aż trudno uwierzyć w brak Photoshopa. Atrakcją jest też położona całkiem blisko brzegu rafa koralowa, nad którą można snorkelować i liczyć na bliskie spotkanie z… ogromnymi żółwiami morskimi!

SONY DSC
Idealna plaża na Gili Trawangan. 

Na Borneo czy Jawie znajdziemy oczywiście dziki las deszczowy, czyli tropiki pełną gębą. Ale Indonezja naprawdę potrafi zaskoczyć, bo np. na Sumatrze Północnej w okolicy ogromnego wulkanicznego jeziora Toba (długiego na 100 km i szerokiego na 30 km) oczy cieszą widoki dość surowe i przywodzące raczej na myśl Szkocję czy Irlandię. Jak to mówią – dla każdego coś miłego.

Czasem, gdy człowiek stoi tak w samym środku tego krajobrazowego przepychu i już nacykał dziesiątki zdjęć i nie może się napatrzeć na cuda natury, to aż się chce płakać ze wzruszenia. Że świat jest taki piękny i że my możemy go podziwiać i że udało nam się tu dotrzeć. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie…

Indonezyjskość

Śmieci, śmieci, śmieci! Jak pisała Elizabeth Pisani w swojej książce „Indonezja itd”, nic tak nie łączy kraju, jak plastikowe opakowania walające się na każdej ulicy w każdym mieście na prawdopodobnie każdej z zamieszkanych wysp. Chciałoby się napisać, że świadomość ekologiczna Indonezyjczyków kuleje, ale to nieprawda, bo jej po prostu nie ma.

Wyrzucanie odpadów pod siebie jest nie tylko na porządku dziennym – jakiekolwiek inne zachowanie wręcz wzbudza wielkie zdumienie. Sama przeżyłam wiele takich sytuacji – ot, wypalam ostatniego papierosa z paczki i rozglądam się za śmietnikiem. Mój towarzysz rozmowy (oczywiście przypadkowy facet spotkany na ulicy), patrzy zdziwiony, po czym wyjmuje mi zmiętoloną paczkę z ręki i rzuca na ulicę.

No właśnie, papierosy. Rzuciłam palenie jakiś czas temu i dziś już naprawdę nie palę częściej niż raz na kilka miesięcy. Indonezja jest wyjątkiem. W tym kraju jestem w stanie wypalić pół paczki dziennie, co jest moim osobistym niechlubnym rekordem. Palenie (czy to sklepowych Marlboro czy samodzielnie zwijanych kreteków) pełni funkcje społeczne i rozrywkowe. Na przykład umila czekanie.

Bo w Indonezji wiecznie się na coś czeka. Na otwarcie sklepu, na to, aż przestanie padać, aż internet zadziała, aż przyjedzie autobus i aż się zapełni po brzegi (inaczej nie odjedzie). Trzeba się przygotować na to, że w autobusie będzie ryczał indonezyjski pop, nawet jeśli wszyscy pasażerowie chcą spać. Na niehigienicznie przygotowywane i podawane jedzenie, na sikanie do dziury w ziemi i branie prysznica przy pomocy wiaderka. Na szalony ruch uliczny, kolejki, biurokrację i liczne absurdy w życiu codziennym.

Prawda jest taka, że w Indonezji należy się po prostu wyluzować i nastawić, że jakoś to zawsze będzie. Jeśli coś jest głupie i działa, to znaczy, że nie jest głupie – taka mogłaby być alternatywna dewiza Indonezji.

SONY DSC
W kompleksie świątynnym Borobudur na Jawie.

 

5 uwag do wpisu “Płakałam w Indonezji

  1. pięknie napisana notka Anna Jadwiga! .. masz talent do pisania pisz !.. przeczytałem jednym tchem .. tak doprawdy Indonezja jest fascynująca .. miałem podobne ukłucie opuszczając ją na lotnisku myślałem kiedy powrócić .. podobnie i jeszcze silniej miałem z Nepalem dwa lata temu i w Tajlandii na północy podobnie jak w Indonezji.. Indonezyjczycy są bardzo ciepli i przyjaźni tak jak napisałaś .. jechałem pociągiem z Jogji do Probolinggo przez Surabaya z dużą grupą z Cilacap i było tak fajnie częstowali mnie jedzeniem fotografowali się :^) https://plus.google.com/109085762997209457441/posts/MeNdVqgsk2P ..byłem jedynym ‚bule’ w wagonie … równie przyjażnie było w Dieng gdzie jechałem lokalnym autobusem https://plus.google.com/109085762997209457441/posts/UTgRRrfiMSq .. a i młodzi ludzie uczący się angielskiego https://plus.google.com/109085762997209457441/posts/cRqMqHD3MU5

    :^) a Suharto … nie wiem czy wiesz ale to byl najbardziej skorumpowany ‚prezydent’ na świecie przez 30 lat ponad o ile pamiętam chyba nadal wiele lat po śmierci jest liderem w tej niechlubnej kategorii

    fajnie, że napisałaś, że nie wszystko jest cacy .. niestety b nikła świadomość ochrony przyrody i potworna ilość toreb plastykowych które dają w sklepach do wszystkiego .. sterty śmieci w tak wielu miejscach, które mogły być piękne no i zalew opakowań produktów zachodniego świata chips, cookies Nestle zatrzęsienie …. nie wiem jak rafa przy Trawangan ale ta przy Air niestety jest mocno zniszczona przez ludzi i łodzie ….

    ale jest nadzieja, że świadomość ochrony tak pięknej przyrody kiedyś nadejdzie ..jestem optymistą … na razię tęsknie za gado gado

    pozdrawiam serdecznie

    Polubione przez 1 osoba

    1. Och, aż się zarumieniłam – dziękuję za dobre słowo 🙂
      Jak fajnie podzielić się wrażeniami z kimś, kto tez tam był i wie o co chodzi! Co do Suharto, to on generalnie w zachodnim świecie jest raczej negatywnie oceniany, ale wśród samych Indonezyjczyków niekoniecznie, parę dziewczyn w wieku szkolnym mówiło, że to jest ich „national hero”. Nie chciałam mocno wchodzić w politykę, bo zbyt skomplikoana działka, na taki luźny tekst, dlatego tylko tak mimochodem o nim wspomniałam.
      PS. Gado gado to moje ulubione indonezyjskie danie! Pozdrowienia!!

      Polubione przez 1 osoba

      1. zawsze będą różne opinie no powiedzmy tak jak o Jaruzelskim ;^)) Suharto i rodzinka po prostu funkcjonował jak sprawna mafia przez 30 lat na szczęście to już przeszłość a odkąd ich nie ma ekonomia Indonezji ma się o niebo lepiej To co fascynuje to to że to jest 3 największa demokracja na świecie i to w kraju przeważająco muzułmańskim I tak jak napisałaś ta różnorodność i to że ludzie nieczęsto znają inne wyspy a jednak są razem :^)

        Polubione przez 1 osoba

  2. Pingback: Jesienne podróże

Leave a Reply

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s