Wszystkim, których dziwi lub śmieszy tytułowe pytanie, wyjaśniam – to nie ja je wymyślałam. To Wy, według statystyk, trafiacie na mojego bloga (i na tekst o wegetariańskich daniach z Azji) właśnie przez wyszukiwanie takiej frazy. Spieszę więc z odpowiedzą.
Czy wegetarianin (lub weganin) może zjeść mięso w podróży? Tak, może.
Co więcej, wegatarianin może również zjeść mięso w swoim rodzinnym mieście. I to jeszcze nie znaczy, że cała jego dotychczasowa dieta poszła na marne.* W końcu mało kto urodził się wege, większość z nas wybrała tę drogę na pewnym etapie swojego życia, często po wielu latach jedzenia mięsa.
Wegetarianin z wyboru w sumie cały czas MOŻE jeść mięso. Ale zwykle po prostu NIE CHCE, to jego świadoma decyzja. I każda taka decyzja, każdy roślinny posiłek ma znaczenie. Dlatego ruchem godnym pochwały (a często niedocenianym w środowiskach pro-wege) jest fleksitarianizm – trend ograniczania konsumpcji mięsa. Badania pokazują, że to właśnie on wpłynął znacząco na spadek popytu na mięso w USA – dzieki temu, że jest bardziej masowy niż np. weganizm.**
Tym większe znaczenie ma stała zmiana nawyków żywieniowych na bardziej etyczne. Jak czytamy na stronie fundacji Czarna Owca Pana Kota: według amerykańskich badaczy, m.in. dr Harish Sethu, prowadzącego bloga CountingAnimals.com, rezygnując z jedzenia mięsa jedna osoba ocala rocznie życie ponad 400 zwierząt rocznie.
- Świnka morska – czyli cuy, peruwiański przysmak. 7 lat temu byłam bardzo daleka od idei wegetarianizmu i zajadałam się takim daniem. Dziś już bym po nie nie sięgnęła – z tego samego powodu, z którego nie jem w Europie wieprzowiny czy drobiu. Bo czym to się różni etycznie od naszego kurczaka z rożna?
Dlaczego o tym piszę? Wiele osób wzbrania się przed przejściem na wegetarianizm (czy weganizm) uzasadniając to tym, że „nie daliby rady”. Rozumiem ten argument, sama jestem człowiekiem słowa i przykładam ogromną wagę do swoich zobowiązań, nawet jeśli podejmuję je tylko i wyłącznie przed samą sobą. Czułabym się głupio, gdybym zdeklarowała się jako wegetarianka, a potem co i rusz łamałabym to postanowienie. A w podróży trzymanie się jakiejkolwiek diety jest trudne. Pisałam o tym co nieco w tekście o zdrowym stylu życia w podróży.
Jednak warto moim zdaniem pozbyć się tego pesymistycznego nastawienia. Tak jak wspomniałam – nawet częściowa rezygnacja z produktów odzwierzęcych ma znaczenie. Nawet, jeśli nie jesteśmy pewni, czy wytrwamy w wegetaranizmie, warto spróbować. Ograniczenie konsumpcji mięsa jest już teraz postulatem, pod którym podpisują się nie tylko aktywiści prozwierzęcy, ale również lekarze i organizacje zdrowotne z WHO na czele.
Dlatego chciałam pocieszyć wszystkich wege-backpacerów – wpadki się zdarzają. Znam oczywiście podróżujących niezłomnych wegan i ogromnie ich podziwiam za konsekwencję i wytrwałość. Wszyscy wiemy jednak, jak to jest. Czasem brak wyboru, czasem zmęczenie, problemy językowe, nieznajomość składu dań i produktów. Niechęć urażenia gospodarza, który pełen dobrej woli dzieli się z nami posiłkiem. A czasem najzwyklejszy w świecie egoizm i chęć spróbowania lokalnego przysmaku. Uważam, że jeśli komuś się „noga powinie” raz na jakiś czas, w takiej wyjątkowej sytuacji, to nie traci w żaden sposób prawa do nazywania się wegetarianinem czy weganinem. Choć pewnie niektórzy chcieli by go tego prawa pozbawić. Radzę im, by tę energię, która skłania ich do zaglądania innym do talerza, spożytkowali w lepszy sposób.
- Smażone robale – mało wegetariański przysmak rodem z Meksyku.
Oczywiście, warto dołożyć wszelkich starań, by wytrwać w wegetarianizmie nawet w ekstremalnych warunkach. A jak zwalczyć pokusy? Cóż, coraz więcej mówi się o świadomej turystyce i o tym, by nie rzucać się bezmyślnie na wszystkie atrakcje, które będą potem „tak ładnie wyglądać na fotkach na instagramie”. Dotyczy to rozmaitych rozrywek z udziałem dzikich zwierząt, wykorzystujących ludność miejscową czy wpływających negatywnie na środowisko naturalne. Warto podobnie podejść do wyborów kulinarnych w podróży, jeśli rzeczywiście jesteśmy wege „z przekonania”.
Czy wegetarianin może zjeść mięso w podróży? Może, ale po co? Tyle jest roślinnych smaków do odkrycia 🙂
- Malezja to raj dla owocożerców!
* Z oczywistych przyczyn skupiam się tu na osobach, które zrezygnowały z jedzenia mięsa z przyczyn etycznych. Nie śmiem się wypowiadać o alergiach pokarmowych czy innych aspektach zdrowotnych – w takich przypadkach sugeruję wizytę u lekarza lub dietetyka.
** Źródło: książka „Aktywizm prozwierzęcy” wydana przez fundację Czarna Owca Pana Kota.
Fleksitarianizm jest mi bardzo bliski i każdemu polecam, bo łatwo zacząć i w gruncie rzeczy nic się nie musi. Z całkowitą rezygnacją z mięsa miałabym jeszcze problem, ale ograniczanie idzie mi coraz lepiej. Szybko okazało się, że wege burgery też mogą być pyszne, a dobrze przyprawione tofu z powodzeniem zastępuje kurczaka.
I coś w tym jest, że zjedzenie raz na jakiś czas mięsa przez kogoś określającego się wegetarianinem jest przez otoczenie odbierane jako przyznanie się do porażki. Zupełnie bez sensu i bardzo zniechęcające.
PolubieniePolubione przez 3 ludzi