Roztocze, Bieszczady, Tatry Słowackie – tygodniowa wycieczka (+ budżet!)

Plan był prosty: wsiąść w auto z przyjaciółmi i pojechać gdzieś na tydzień, byle dalej od zgiełku Krakowa. Zobaczyć jak najwięcej – trochę gór, ale nie tylko. Doświadczyć dzikości i wiosennej świeżości polskiej przyrody. Kusiło nas wiele kierunków, trudno było się zdecydować, więc finalnie wyszła intensywna wyprawa, podczas której jak zawsze było za mało czasu na wszystko. Kolejne punkty dopisałam do listy miejsc, w które muszę powrócić. 

W zasadzie zdążyłam już zapomnieć o tej majówce, wciągnął mnie wir pracy i codzienności, jednak oprócz miłych wspomnień i gigabajtów zdjęć, pozostały mi też stosy notatek. Podobnie jak w ubiegłym roku, dzielę się więc gotowym przepisem na tygodniowy roadtrip – tym razem przez Słowację i południowo-wschodnią Polskę. Może kogoś zainspiruje do wakacyjnych wojaży?

TRASA

Majowka2018_mapa

Link do trasy w Google Maps

Jak widać na powyższej mapie, zdecydowaliśmy się odwiedzić trzy interesujące regiony: słowackie Tatry Wysokie, Bieszczady oraz Roztocze Lubelskie. Plus trochę atrakcji po drodze 🙂 Wycieczka potrwała 8 dni (7 nocy) – od soboty rana do kolejnej soboty wieczora.  W sumie 1005 km wg Googla, w praktyce, dodając codzienne drobne przejazdy pewnie około 1100 km. Punktem startu i powrotu był Kraków.

PLAN WYCIECZKI

Co robiliśmy, gdzie zawitaliśmy, jak nam się podobało? Poniżej relacja dzień po dniu, wraz z informacjami praktycznymi, garścią subiektywnych wrażeń i przydatnymi linkami.

DZIEŃ 1
Kraków -> Zamek Orawski -> Nova Lesna (Tatry Wysokie)

Wyjechaliśmy na tyle wcześnie, że udało się uniknąć korków na zakopiance – zwłaszcza, że nie kierowaliśmy się prosto na Tatry, ale odbiliśmy w Rabce na Zachód – wszystko po to, żeby zobaczyć Zamek Orawski (Oravský hrad).

Klimaty disneyowskie

Zamek jest niesamowicie położony, na wysokiej skale, nad doliną rzeki Orawy – jak w bajce! Środka nie zwiedziliśmy, ale ponieważ trafiliśmy na święto – obchody 150 lat muzeum – załapaliśmy się na darmowe wejście na dziedziniec i atrakcje w postaci jarmarku i występów.

Jadąc dalej w stronę Tatr zdecydowaliśmy się omijać płatne drogi, aby nie musieć kupować winietek na ten jeden dzień – zeszło nam dość długo, ale trasa była niesamowicie malownicza, krętymi drogami, wśród słowackich wsi i miasteczek. Mimo urokliwego położenia, nie wiem, czy jeden zamek był rzeczywiście warty takiego nadrabiania drogi (zwłaszcza, że w tym kraju zamków bez liku), ale fajnie było się przejechać przez Słowację i zwiedzić ją co nieco przynajmniej z perspektywy auta.

Typowy słowacki krajobraz

DZIEŃ 2
Łomnica -> Kąpielisko Vrbov

W miejscowości Nova Lesna spędziliśmy 2 noce – o samych noclegach piszę osobno poniżej, póki co nadmienię więc tylko, że miejsce jest przeurocze. Cisza, spokój, nuda, widok na góry. Jeśli ktoś biega, to polecam trasy przez okoliczne pola i łąki, totalnie na wprost tatrzańskich szczytów – aż chce się biec!

Byle przed siebie!

Główną atrakcją, na jaką zdecydowaliśmy się w Tatrach słowackich był wjazd kolejką linową na Łomnicę (2634 m n.p.m.) – drugi po Gerlachu najwyższy szczyt Tatr. Miałam sporo wątpliwości, bo to szalenie drogi punkt programu (49 euro/os), no i dość „leniwa” opcja zdobywania gór. Jednak patrząc na to realistycznie, bez większego doświadczenia górskiego, nie bylibyśmy w stanie wspinać się w Tatrach Wysokich. Ta kolejka umożliwiła mi po raz pierwszy w życiu spojrzeć z tak bliska na tatrzańskie ośnieżone szczyty i przesuwające się pomiędzy nimi chmury. A ponieważ mam irracjonalną słabość do górskich widoków, uważam, że warto było.

Trochę zimy, trochę wiosny!
Gdzieś tam w górach i w chmurach jest Camilo

Na wieczorny relaks wybraliśmy termy w sąsiedniej miejscowości Vrbov – ponoć bardzo lubiane przez „naszych”, tj. przez Polaków. Osobiście uważam, że miejsce nie powala na kolana, ale może po prostu nie będąc wykończona trekkingiem, nie byłam w stanie odpowiednio docenić uroków gorącej kąpieli?

DZIEŃ 3
Nova Lesna -> Lewocza -> Zamek Spiski -> Preszów -> Komańcza -> Smolnik (Zagroda Chryszczata) -> Wetlina

Zanim dojechaliśmy w polskie Bieszczady, znów pobłąkaliśmy się bocznymi drogami, aby uniknąć opłat i zobaczyć jak najwięcej słowackiej prowincji. Po drodze zatrzymaliśmy się w historycznej miejscowości Lewocza, podjechaliśmy pod ruiny Zamku Spiskiego (Spišský Hrad) i zjedliśmy obiad w Preszowie. W każdym z tych miejsc chętnie zostałabym ciut dłużej, ale czas nas gonił i droga wzywała.

Słowacja zamkami stoi!

Po stronie polskiej zrobiliśmy zakupy w Komańczy – podkarpackiej wsi, którą dzieli jeszcze kawałek od szlaków, ale niewątpliwie jest już na wskroś przesiąknięta bieszczadzkim klimatem. Podobnie jak sąsiedni Smolnik, gdzie znajduje się m.in. jedna z kultowych bieszczadzkich knajp – Zagroda Chryszczata. To miejsce robiące jednocześnie za camping, agroturystykę, restaurację, bar, galerię lokalnej sztuki ludowej autorstwa tzw. bieszczadzkich zakapiorów i Bóg wie, co jeszcze.

Już po zmroku dojechaliśmy do Wetliny. Jeśli to możliwe, unikajcie jeżdżenia nocą Wielką Pętlą Bieszczadzką. A jeśli nie macie wyboru, koniecznie uważajcie na zwierzaki i pamiętajcie, że w tym parku narodowym jesteśmy w najlepszym przypadku gośćmi, a częściej intruzami! Byliśmy niestety świadkiem, jak samochód jadący przed nami potrącił rysia 😦

DZIEŃ 4
Wetlina -> Połonina Caryńska

Bieszczady, poza typowa

Jeśli chodzi o noclegi w Bieszczadach, Wetlina albo Smerek wydają się najlepszymi wyborami – to niewielkie wioski położone rzut beretem od szlaków, ale również bieszczadzkich knajpek. My na przykład spaliśmy tuż obok kolejnej kultowej mordowni o nazwie Baza Ludzi z Mgły.

Pierwszego maja pojechaliśmy na Przełęcz Wyżniańską, by stamtąd zdobyć Połoninę Caryńską. Tak, były tłumy, na Pętli Bieszczadzkiej korek, ale i tak cieszę się, że nie poszliśmy tego dnia na Wetlińską, bo w Brzegach Górnych brakowało nawet miejsc na parkingu 😉

Strudzeni wędrowcy

To był mój drugi kontakt z Bieszczadami, ale pierwszy raz mogłam cokolwiek zobaczyć (pierwszy raz, tzn. na Wielkanoc w tej części kraju panowała jeszcze głęboka zima). I co tu dużo pisać – kto był w Bieszczadach ten wie, a kto nie był, ten pewnie słyszał 😉 Jedno z tych miejsc jedynych w swoim rodzaju i naprawdę wciąż odciętych od cywilizacji. Następnym razem wybiorę jednak mniej popularny termin niż majówka.

Mapa bieszczadzkich szlaków tu.

DZIEŃ 5
Wetlina -> Połonina Wetlińska 

Kolejny dzień, kolejna Połonina 😉 Połoninę Wetlińską można zdobyć na wiele sposobów, my wybraliśmy jak na pierwszy raz dość krótki i lajtowy szlak z Przełęczy Wyżnia. Punktem obowiązkowym na Wetlińskiej jest oczywiście schronisko – Chatka Puchatka. Dawno nic nie smakowało mi tak, jak skonsumowany na szczycie makaron z pudełka i gorąca czekolada z „wkładką” w postaci odrobiny wódki. Poza tym dużo słońca, wiatru, boskich widoków, zadyszki przy podchodzeniu pod górę i potknięć przy schodzeniu. Takie to Bieszczady – wyjeżdżając nazajutrz troszkę żałowałam, że nie spędziłam całego tygodnia właśnie tam.

DZIEŃ 6
Wetlina -> Muczne -> Lutowiska -> Solina -> Uherce Mineralne -> Zwierzyniec

Oczywiście, gdybyśmy się zdecydowali tylko na Bieszczady, nie dotarłabym na Roztocze, o którym słyszałam od dawna dużo dobrego. Najpierw jednak czekało na nas sporo atrakcji po drodze.

Zróbże minę uprzejmą, żubrze!

Nie każdy wie, że w Bieszczadach też żyją żubry! I można je zobaczyć w darmowym rezerwacie pokazowym w Mucznem, nieopodal ukraińskiej granicy. Kawałek dalej warto zatrzymać się w Lutowiskach, by z punktu widokowego rzucić okiem po raz ostatni na Bieszczady w pełnej krasie.

Tama na Solinie.

Nie jestem wielką fanką zalewu Solina, nie spędziłabym tam weekendu, ale obiad na trasie – jak najbardziej. Konkretnie skierowaliśmy się do miejscowości Jawor, gdzie nad brzegiem zalewu czeka na nas skupisko restauracji i pubów – polecam miejsce o nazwie Karmnik. A zanim na dobre wyjechaliśmy z bieszczadzkiego regionu pozwoliłam sobie obkupić się w przepyszne piwa w siedzibie mojego ulubionego browaru Ursa Maior w Uhercach Mineralnych. 

DZIEŃ 7
Zwierzyniec -> Stawy Echo -> Bukowa Góra

Roztocze zrobiło na mnie wrażenie regionu, w którym nie ma niczego spektakularnego, są natomiast idealne warunki na chillout, spacery, wycieczki rowerowe, kajakowanie i kontakt z naturą. Trochę takie miejsce jak Puszczykowo, tylko bardziej oblegane, no i nie łączą mnie z nim więzy osobiste 😉

Echo, echo, eeeechoooo!

Z rana pobiegłam nad Stawy Echo i z powrotem, przy okazji mijając większość flagowych atrakcji Zwierzyńca jak lokalny browar czy kościół na wodzie. Nad Stawy prowadzi przyjemna ścieżka przez las – jest też równoległa asfaltowa droga dla aut i rowerów. Na miejscu znajdziemy drewniany pomost i przyjemną plażę.

Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer na Bukową Górę. Idzie się przez pierwotny las bukowy – oczywiście ścisły rezerwat. Na niezbyt wysokim szczycie czekają ławeczki i urokliwy widok na pasiaste pola oraz wieś Sochy. Wrócić można od drugiej strony – całościowo to ok. 5 km, my nadrobiliśmy trochę, zahaczając raz jeszcze o Stawy Echo i pobliską ostoję konika polskiego.

Popołudniu wybraliśmy się na kajakowy spływ Wieprzem i to chyba była najfajniejsza część pobytu na Roztoczu. Wzięliśmy najkrótszą opcję trasy – 2 godziny, ale w gruncie rzeczy rzeka ma wartki nurt, więc wiosłowanie nie męczy i spokojnie można się zdecydować na dłuższy spływ.

Spływamy
Takie kajakowanie to ja rozumiem!

DZIEŃ 8
Wetlina -> Sandomierz -> Kraków

Do Krakowa zdecydowaliśmy się wracać okrężną drogą – przez Sandomierz, o którego urokach również się już nasłuchałam i naczytałam. Faktycznie przyjemna miejscowość  z przepiękną starówką, zamkiem i niezliczonymi knajpkami. Idealna na postój w trasie albo nawet na dwu-trzydniowy relaks. Oczywiście cień Ojca Mateusza widoczny jest na każdym kroku. Kusiło mnie, aby znaleźć magnes z najbardziej paskudną podobizną owej kultowej gwiazdy polskiej TV, jednak nie mogłam się na żaden zdecydować – konkurencja była zbyt duża.

NOCLEGI

Namiary i krótkie recenzje poniżej:

Nova Lesna – Vila Marko

Domek całkowicie podnajmowany turystom (trzy piętra), warunki bardzo dobre, cena przyzwoita, gospodarze pomocni. Lokalizacja urokliwa, choć akurat z okien gór nie widać, ale wystarczy wyjść na ulicę 😉 Zdecydowanie dobra opcja dla zmotoryzowanych, bo miasteczko nie jest zbyt dobrze skomunikowane.

Wetlina – Pensjonat Wetlinka

Świetna lokalizacja – rzut beretem od szlaków i tuż obok knajpy Baza Ludzi z Mgły. Pokoje bardzo porządne, z łazienkami, kuchnia niestety maciupka, więc nie jest łatwo z niej korzystać przy dużym obłożeniu.

Zwierzyniec – Przedpole

Kwatera prywatna, w sumie cztery różne domki z pokojami do wynajęcia. Cena bardzo przystępna, warunki świetne – polecam z czystym sumieniem!

KOSZTY

Last but not least  – pieniądze! Bez ściemy zdradzam, ile wydałam na jedną osobę tj. na siebie. Wycieczkę odbyliśmy we czwórkę, więc koszty rozłożyły się bardzo przyzwoicie.

Noclegi: 350 zł (7 nocy)
Jedzenie*: 340 zł
Benzyna: 100 zł (ok. 1100 km)
Wstępy, parkingi, atrakcje turystyczne: 310 zł
Inne (alkohol, imprezki, pamiątki): 13 zł

*zakupy w supermarketach oraz posiłki w restauracji, nie licząc popijaw 😉

TOTAL: 1230 zł

Jeśli chcielibyście wiedzieć coś więcej o którymkolwiek z etapów podróży albo macie inne pytania – piszcie!

Uwielbiam roadtripy, a Wy?
Pasiaste Roztocze
Hop w Lutowiskach!
Gimnastyka u stóp Tatr

Leave a Reply