Pięć miesięcy na kwarantannie, czyli koronawirus w Kolumbii

Bliscy i dalsi znajomi często pytają, jak sobie radzę? W momencie, gdy w Polsce już połowa społeczeństwie zapomniała o koronawirusie albo w niego nie wierzy, w Kolumbii nieprzerwanie od marca trwa ogólnonarodowa kwarantanna. Opowiem Wam dziś co nieco, jak moje życie wygląda teraz w praktyce, jakie obostrzenia obowiązują w Kolumbii i kiedy znów można planować podróż do tego pięknego kraju.

Miałam bilet do Polski na 19 marca, chwilę przed tym, jak epidemia rozszalała się w Europie na dobre. Lot został odwołany – i całe szczęście, bo planowałam odwiedzić ojczyznę na maksymalnie 3-4 tygodnie, ale jakbym wylądowała w Polsce w marcu, to nie byłabym w stanie wrócić do Kolumbii do dziś.

Liczby, daty, restrykcje

Do Ameryki Południowej wirus dotarł nieco później niż do Europy, więc obostrzenia w Kolumbii wprowadzono mniej więcej tydzień po Polsce – dokładnie rzecz biorąc 20 marca prezydent Ivan Duque ogłosił stan wyjątkowy i trzytygodniową kwarantannę od 24 marca. Kwarantanna ta w praktyce oznacza generalny zakaz wychodzenia z domu poza wyjątkami (jak wizyta u lekarza czy zakup żywności). Do decyzji rządowych dochodzą obostrzenia lokalne, o których za chwilę napiszę więcej.

Kwarantanna była potem wielokrotnie przedłużana (wg aktualnych informacji ma trwać do końca sierpnia). Stopniowo kraj był coraz bardziej izolowany – zamknięto jego granice i wszystkie lotniska, anulowano loty zarówno międzynarodowe jak i krajowe. Ograniczono przemieszczanie się między miastami – w tym momencie żeby pojechać z mojego miasteczka np. do Bogoty albo chociażby do pobliskiego Melgar, należy uzyskać specjalną przepustkę w urzędzie.

Przez długi czas liczba zakażonych rosła proporcjonalnie w Kolumbii i w Polsce, potem jednak Kolumbia zaczęła prowadzić w tym niechlubnym wyścigu. Aktualnie jest tu ponad 500 tysięcy przypadków koronawirusa (w Polsce nieco ponad 60 tysięcy). Trudno się dziwić, że strach przed wirusem jest w Kolumbii dużo bardziej obecny niż w moim rodzinnym kraju (przynajmniej z tego, co słyszę i czytam w internecie).

Szczęśliwy numerek i inne zasady

To, jak wygląda życie na kwarantannie w praktyce, regulują lokalne rozporządzenia, wydawane przez burmistrzów poszczególnych miast i miasteczek. Szczegółowe obostrzenia zmieniały się często na przestrzeni ostatnich miesięcy, ale główne założenia pozostają takie same od początku kwarantanny. U nas w Icononzo, podobnie jak w wielu innych miejscowościach, obowiązuje tzw. pico y cédula, czyli zasada, w myśl której ostatnia cyferka w moim dokumencie tożsamości decyduje, w jaki dzień tygodnia mogę wyjść z domu, aby załatwić niezbędne sprawunki. Przez długi czas było to możliwe tylko raz w tygodniu, aktualnie mam do dyspozycji dwa dni, więc nie jest najgorzej 😉 Osoby powyżej 70 i poniżej 12 roku życia przez długi czas nie mogły wychodzić w ogóle, więc w praktyce starsi ludzie mieszkający samotnie musieli liczyć na pomoc sąsiadów.

W Bogocie przez pewien czas funkcjonował podział według płci, czyli panowie mogli wychodzić w parzyste dni miesiąca, a panie w nieparzyste. Do tego w wielu miastach wprowadzono pico y placa, czyli ograniczenie dotyczące samochodów, które mogą poruszać się po ulicach danego dnia (w tym wypadku decyduje ostatni numer tablicy rejestracyjnej).

Z lubym w naszej kawiarni – Pomerania Cafe & Libro

Noszenie maseczek oczywiście jest obowiązkowe. W niektórych miejscowościach zamknięto restauracje i bary, w innych mogą działać „na wynos”. W Icononzo lokale gastronomiczne już od ponad 2 miesięcy działają w miarę normalnie, z zachowaniem odległości między stolikami i innych obostrzeń sanitarnych. Całe szczęście, bo dzięki temu mogliśmy z narzeczonym otworzyć naszą kawiarnię!

Od czerwca zezwolono też na bieganie i uprawianie sportu na świeżym powietrzu, choć tylko godzinę dziennie. U nas biegać można rano, między godziną 6 a 10. Tego typu zasad i ograniczeń w całym kraju było i jest nadal od groma.

Jak żyć w zamknięciu?

Powiem szczerze, że jakbym wtedy w marcu wiedziała, jak długo potrwa kwarantanna, to bym się chyba z miejsca załamała. Prawie pół roku w areszcie domowym! Finalnie jednak okazało się, że człowiek naprawdę do wielu rzeczy jest w stanie się przyzwyczaić.

Przez pierwsze parę tygodni wpadłam w wir nauki języków i innych kursów online, a także pracy nad blogaskiem. Na Instagramie zaczęłam np. cykl uczący Was kolumbijskich słówek, który spotkał się z megapozytywnym przyjęciem!

Najtrudniejszy był ten czas, gdy nie można było wychodzić biegać, bo jakoś treningi w mieszkaniu przychodziły mi ciężko. Choć wkręciłam się na nowo w jogę, no ale brakowało mi takiego solidnego zmęczenia mięśni. Aktualnie, jak wspomniałam, można biegać albo spacerować porankami i to mi całkiem odpowiada.

Taki poranny trekking sobie ostatnio zafundowałam!

Całkowicie przewróciłam do góry nogami swoje plany zawodowe i w ogóle plan na życie w Kolumbii. Gdy tu przyjeżdżałam, marzyła mi się praca w turystyce, a w dalszej perspektywie otwarcie własnego biznesu w tej branży. Szukałam nawet pracy na początku roku – i NA SZCZĘŚCIE jej nie znalazłam. Po raz kolejny przekonałam się, jak dobrze, że marzenia się nie spełniają, bo przecież aktualnie turystyka w Kolumbii jest totalnie martwa.

Co zamiast tego? Zaangażowałam się dużo mocniej niż planowałam w projekt mojego narzeczonego związany z otwarciem lokalnej kawiarni. Więcej o kulisach jej powstania opowiem w odrębnym artykule w najbliższym czasie, bo to dłuższy temat! W każdym razie praca z nią związana pochłania mnóstwo czasu i energii, dzięki temu nie nudzę się, siedząc od miesięcy w jednym miejscu.

Doceniłam po raz kolejny ogromne zalety nowych technologii i możliwości, jakie daje praca zdalna. Oprócz działania dla Pomerania Cafe, pracuję też na odległość dla firmy w Polsce, z którą nawiązałam współpracę przez platformę Useme.com – bardzo polecam freelancerom wszelkiej maści!

Do wszystkich tych obowiązków zawodowych oczywiście dochodzą PSY. Ci, którzy śledzą mnie na Insta, wiedzą, że mamy pod opieką aktualnie 2 adoptowane suczki. Jestem też mocno zaangażowana w temat pomocy psom ulicznym i pomału przymierzam się do sformalizowania tej naszej doraźnej działalności. Zabawne, bo ja odwieczna kociara, oto oficjalnie zostałam psią mamą!

Nasze dwie nieznośne córy

Nie będę kłamać, są gorsze chwile i miewam kryzysy – ostatni taki dotknął mnie mniej więcej dwa tygodnie temu. Brakuje mi rodziny i przyjaciół, zarówno konkretnych osób bliskich memu sercu, jak i po prostu samego doświadczenia OSOBISTYCH (a nie online) spotkań, pogaduch, przytulasów itp. W Kolumbii mam paru znajomych, mam super kontakt z rodziną mojego narzeczonego, no ale jednak brakuje takich prawdziwych przyjaciół, których znam od lat, z którymi nadajemy na tych samych falach i możemy rozmawiać godzinami o wszystkim i o niczym.

Brakuje podróży, co tu dużo mówić, od lat wyjazdy dalsze i bliższe były stałym elementem mojego życia, a tu nagle nie mogę się ruszyć z miejsca nawet na weekend. WCALE się nie dziwię osobom, które na kwarantannie wpadły w depresję, zwłaszcza jeśli wcześniej były przyzwyczajone do zupełnie innego trybu życia.

Światełko w tunelu

Dość o mnie 😉 Jeśli któryś ze poruszanych wyżej tematów zainteresował Was bardziej, możecie zadawać pytania w komentarzach albo na priv. Wracając do Kolumbii – na lokalnych grupach fejsbukowych Polacy mieszkający w tym pięknym kraju narzekają na przedłużaną w nieskończoność kwarantannę (nic dziwnego) i dziwią się, że Kolumbijczycy akceptują te wszystkie ograniczenia w miarę potulnie.

Faktycznie, pewne protesty miały miejsce, ale nie przerodziły się w jakiś masowy bunt. Wiadomo, że nie wszyscy przestrzegają zasad, u nas np. coraz mniej osób przejmuje się pico y cedula. Jednak wiele restrykcji jest nie do przeskoczenia i mieszkańcy Kolumbii odczuli to mocno. Gospodarka kraju leci na łeb na szyje, kurs peso spada, bezrobocie sięga 20%.

Więc dlaczego nikt nie protestuje? Myślę, że to wynika z różnych czynników. Przede wszystkim, jak wspomniałam na początku, tu naprawdę wiele osób się boi wirusa, bo poziom opieki zdrowotnej jest bardzo niski i jak nie masz milionów monet to nie możesz mieć pewności, że ktoś się Tobą profesjonalnie zajmie w razie choroby. Ja wiem, że polska służba zdrowia do wybitnych nie należy, ale uwierzcie – tu jest gorzej.

Jasne, tu też funkcjonują te wszystkie teorie spiskowe, że wirus to wymysł WHO i Billa Gatesa, ale odnoszę wrażenie, że są one jednak marginalne 😉 Ludzie raczej grzecznie noszą maseczki, no bo w sumie – to naprawdę nie jest jakieś bardzo opresyjne wymaganie, a skoro może pomóc, to czemu nie? Ja zresztą nie pojmuję tego antymaseczkowego buntu rozwijającego się w USA, ale też w Polsce. Mieszkałam przez 2 lata w Azji, gdzie noszenie maseczki jest powszechne nawet przy zwykłym przeziębieniu, żeby nie rozsiewać zarazków. I bardzo sobie chwaliłam to, że nikt na mnie nie kicha i nie prycha w metrze czy autobusie.

Tu z naszym nieoficjalnym dzieckiem – ulicznym staruszkiem, który się do nas przypałętał 😉

Tak czy inaczej, żeby nie przedłużać, bo tekst wyszedł pokaźny – prognozy na przyszłość są optymistyczne. Rząd ogłosił od września 2020 stopniowe wychodzenie z kwarantanny. O zwolnieniu obostrzeń lokalnych będą znów decydować burmistrzowie i burmistrzynie, ale generalnie – jest nadzieja, że w ciągu najbliższego miesiąca-dwóch życie wróci do normy. Nie mogę się doczekać, kiedy znów będę mogła ruszyć się gdzieś, choćby w obrębie samej Kolumbii, bez specjalnych zezwoleń!

Od września ruszają też loty krajowe i pierwsze trasy międzynarodowe (głównie w rejonie, tzn Chile, Ekwador, ale też np. USA). Całkowite otwarcie granic planowane jest na listopad – co raczej i tak nie będzie jeszcze równało się z pełnym wznowieniem turystyki. Osobiście, jeśli myślałabym o wycieczce do Kolumbii, planowałabym ją już na przyszły rok. Lutowy karnawał 2021 może być niezłym terminem 😉 Oczywiście, sytuacja zmienia się dynamicznie, nikt chyba nie przewidywał, że tegoroczny paraliż podróżniczy potrwa tak długo (a przecież w Europie znów wracają ograniczenia lotów). Dlatego nie kupowałabym jeszcze biletów, ale obserwowała sytuację – o wszystkim, co się dzieje w Kolumbii donoszę Wam na Insta Stories.

Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące aktualnej sytuacji w Kolumbii – piszcie! Mam nadzieję, że niebawem będzie nam dane spotkać się na kolumbijskiej ziemi i będę mogła ugościć Was w Icononzo 🙂

Tu mieszkam 😉

2 uwagi do wpisu “Pięć miesięcy na kwarantannie, czyli koronawirus w Kolumbii

Leave a Reply