Birma vel Mjanma – podróż do innego wymiaru

18

W Birmie czas płynie inaczej, a mapy okazują się niedokładne i nieprzydatne. Przydaje sie za to uśmiech i dobra kondycja, zwłaszcza jeśli trafimy do zagubionego miasta 10 tysięcy pagód. Ten kraj to jedna wielka niespodzianka!

Gdy po raz pierwszy będąc w Azji, usłyszałam o kraju zwanym Myanmar, nie skojarzyłam nawet, że chodzi o Birmę. W Polsce wciąż używamy nazwy tradycyjnej, nie oficjalnej. Niespecjalnie też interesujemy się zmianami, zachodzącymi dynamicznie w tym zakątku świata.

Hello, world!

Jeszcze kilka lat temu był to jeden z najbardziej odizolowanych krajów na Ziemi, porównywany całkiem na serio do Korei Północnej i oceniany przez Transparency International jako kraj najbardziej skorumpowany (na czele z Somalią). Reżimowa junta wojskowa, rządząca Birmą od 1988 roku, prześladowała opozycję i muzułmanów, udowadniając tym samym, że nawet najbardziej pokojowa religia świata, jaką jest buddyzm, może stać się pretekstem do realizacji krwawych politycznych celów. Wojskowy rząd zmienił również nazwę państwa na „Mjanma” , aby odciąć się od używanego przez Brytyjczyków w czasach kolonialnych słowa „Birma” (choć warto dodać, że obydwie nazwy odnoszą się do tej samej grupy ludności etnicznej).

2

W końcu jednak i tutaj dotarł wiatr zmian. Pierwszym jego powiewem była tzw. Szafranowa Rewolucja 2007 roku, na czele której stanęli mnisi. W 2010 roku wybrano pierwsze od lat cywilne władze i choć ludzie związani z reżimem wciąż utrzymują swoje pozycje, to przecież droga ku demokracji zwykle jest trudna i pełna kompromisów – któż wie o tym lepiej od nas, Polaków?

Czego spodziewać się po kraju, który funkcjonował 30 lat odcięty od dóbr cywilizacji i zaledwie parę lat temu otworzył się na turystykę?  My, jadąc do Birmy w duecie z C., byliśmy przygotowani na wszystko. Na brud, chaos, ciężkie warunki i ekstremalne przeżycia. Mieliśmy apteczkę z lekami, niezbędnik harcerza, różne papiery. A jednak, dałam się zaskoczyć, bo nie przewidziałam jednego – że to po prostu bardzo sympatyczna kraina, po której podróżuje się dużo przyjemniej niż np. po Tajlandii.

Wsiąść do pociągu…

Lądujemy w Yangon – dawnej stolicy, wciąż głównym ośrodku gospodarczym i kulturalnym. W tym mieście mamy 3 punkty „must-see”: złota Pagoda Szwedagon, pagoda Chauk Htat Gyi z monumentalnym posągiem Odpoczywającego Buddhy i przejażdżka pociągiem.

4

Pociąg jest najważniejszy, bo wyjątkowy.  Zabytki zawsze możemy zobaczyć na zdjęciach, zresztą po kilku dniach pobytu w Birmie w głowie zaczyna się kręcić od nadmiaru świątyń i pagód. Natomiast wsiadając do tzw. Circular Train dajemy sobie szansę na dotarcie do prawdziwego Yangonu.

Rundka dookoła miasta potrwa 3 godziny, zobaczymy zarówno centrum, dzielnice mieszkalne, jak i biedne azjatyckie slumsy. Będzie tłoczno, gorąco i trochę śmierdząco. Nie pomaga rozklekotany wiatrak pod sufitem. Dla mnie to nie ma znaczenia. Zachwycają pogodne uśmiechy bosonogich dzieciaków, z radością odmachuję pozdrawiającym mnie lokalsom. W Birmie łatwo poczuć się gwiazdą. Biały człowiek wciąż jest tu zjawiskiem nietypowym. Kilka osób cyka mi fotki. Nie obrażam się – przynajmniej mogę się zrewanżować bez skrępowania. Wszyscy chętnie pozują i nikt nie wyciąga ręki po „napiwek”. Tu turystę wciąż traktuje się z autentyczną ciekawością i życzliwością, nie jak chodzącą świnkę-skarbonkę.

5

Podróż szaloną ciuchcią zadziwia. Bo widzimy kraj ubogi, ale bezpieczny i przyjazny. Nawet w najgorszych dzielnicach nie boimy się wyciągać aparatu z torby. A ludzie, choć żyją skromnie, sprawiają wrażenie całkiem zadowolonych z życia.

Kraj króla Midasa

Ograniczając się do sztandarowych zabytków, biedy w ogóle nie zauważymy. Wprost przeciwnie, ogromny, ociekający złotem teren Pagody Szwedagon oszałamia – od przybytku kręci się w głowie. Jednak dla europejskiego gościa wymowa tego miejsca, symbolika poszczególnych obiektów i elementów, będzie trudna do zrozumienia. Dlatego warto skorzystać z usług lokalnych nieoficjalnych przewodników.

6  8

My przypadkowo poznajemy młodego chłopaka, dawnego mnicha buddyjskiego, obecnie szkolącego się intensywnie pod kątem obiecującego przemysłu turystycznego. Za wynegocjowaną w wesołej atmosferze symboliczną opłatę przez 2 godziny oprowadza nas po kompleksie świątynnym. Jest to jedno z najświętszych miejsc w Birmie. U szczytu niemal 100-metrowej złotej stupy znajdować ma się według tradycji cenna relikwia – 8 włosów z głowy Buddy Gotamy.

7

Skoro zaś o Buddzie mowa, warto odwiedzić tego odpoczywającego w pagodzie Chauk Htat Gyi. Długi na 66 metrów kolorowy posąg (uwagę przykuwają gigantyczne różowe stopy) spogląda na medytujących pielgrzymów. My ucinamy sobie pod jego łagodnym wzrokiem drzemkę, aby przeczekać ulewę. W świecie buddyjskim nikogo nie oburza „spanie w kościele”.

9

Zegarki won!

Za chwilę lenistwa płacimy cenę. Nagle okazuje się, że mamy bardzo mało czasu do odjazdu nocnego busa do Bagan. Timing nie jest naszą mocną stroną, zwłaszcza w tym kraju. Od przylotu do Birmy próbujemy ustalić, która jest właściwie godzina. Tutejsza strefa czasowa to UTC +6:30, czyli w tej chwili różnica między Yangon a Warszawą (czas zimowy) wynosi 5 i pół godziny. Jednak każdy przyuważony zegar chodzi zupełnie inaczej, a różnice sięgają kilkudziesięciu minut. Naprawdę trudno zachować punktualność!

Stresujemy się coraz bardziej siedząc w taksówce,  która na dobre utknęła w ciężkim korku. Autobus odjeżdża 20:30, ale kazano nam być pół godziny wcześniej. Jest 20:20 gdy zaczynamy prosić taksówkarza o pomoc. I znów uśmiech wystarcza, by znikły bez śladu komunikacyjne bariery. Rozbawiony taryfiarz z własnego telefonu dzwoni do firmy przewozowej i tłumaczy naszą sytuację. Autobus czeka na nas, gdy docieramy na dworzec o 20:50. Po raz kolejny stwierdzam, że kocham ten naród.

1

Sam bus zaskakuje pozytywnie standardem wyższym niż w Malezji czy Indonezji (nie mówiąc o polskich PKS-ach). Bilet zarezerwowany online, przez Facebooka. Pojazd nowy, klimatyzowany, wygodne odchylane fotele, koce, napoje i przekąski w pakiecie, mini telewizorki z wyborem filmów i bajek. Pełen luksus!

Świątynie jak gwiazdy na niebie

Bagan nazywany jest miastem 10 tysięcy świątyń, choć do naszych czasów przetrwało ok. 2 tysięcy. Uwierzcie, to wystarcza, by każdy turysta miał kilka dla siebie. Nie spotkacie tu tłumów zadeptujących Angkor Wat, choć teren jest jeszcze większy, zdaniem wielu piękniejszy i równie wartościowy z archeologicznego punktu widzenia.

11

Aby swobodnie zabłądzić w tej mistycznej krainie, najlepiej wypożyczyć rower lub motorower. Ta druga opcja jest znacznie popularniejsza, jednak ja polecam pierwszą.

Pedałujemy przez chaszcze i pustynne ścieżki w palącym słońcu, zwiedzając pagodę za pagodą. Niektóre są wciąż czynne, po innych pozostały jedynie urokliwe ruiny. W prawie każdej znajduje się kilka posągów – próbuję liczyć, ilu Buddów widziałam jednego dnia, ale szybko tracę rachubę.

21

W miejscach sakralnych, zwłaszcza tych działających do dziś, należy zakrywać ramiona i nogi. Naszym pierwszym zakupem w Bagan są więc longyi – rodzaj wielobarwnego materiału, który zawiązany w „spódnicę” stanowi podstawowy ubiór mieszkańców obojga płci. Sprzedawczyni szybko uczy nas, jak nosić longyi na męski i damski sposób. To rozwiązanie pozwala mi jeździć na rowerze w wygodnych szortach i przyodziewać się odpowiednio w miejscach tego wymagających. Bezcenne są uśmiechy i pełne uznania spojrzenia  Birmańczyków, gdy widzą „białasów” ubranych po ichniemu.

19

W świątyniach należy również chodzić boso. Każdemu przyjeżdżającemu do Azji radzę się do tego przyzwyczaić i dla własnego spokoju ducha zapomnieć chwilowo o istnieniu grzybicy i zarazków. Uwaga na rośliny! Pięciocentymetrowy kolec przebija podeszwę moich adidasów. Strach pomyśleć, co zrobiłby z gołą stopą.

Nie ufajcie tutejszym mapom. My dostaliśmy jedną w hostelu, inną ściągnęliśmy z internetu. Żadna się nie zgadza, więc dotarcie do konkretnych pagód sprawia trochę problemów. Birma zaiste zakrzywia czasoprzestrzeń!

Pożegnanie

Największe i najpopularniejsze świątynie znajdują się na terenie tzw. Starego Baganu, ale mnie dużo bardziej urzekają te zagubione na równinach na wschód od miasteczka. W jednej ze zrujnowanych pagód odkrywamy wąskie tajne przejście,  wdrapujemy się na szczyt i czekamy na zachód słońca.

14

Zmierzch i świt to najbardziej malownicze pory w Bagan. Widok hipnotyzuje i uspokaja: drzewa, pola ryżowe, rzeka i dziesiątki świątyn – większość zbudowana z czerwonego kamienia, nieliczne pokryte złotem. C. wykorzystuje to miejsce do medytacji. Ja nie podzielam tej pasji, ale nie mogę się oprzeć bagańskiej atmosferze i sama popadam w szczególny, refleksyjny nastrój.

12

Ostatniego dnia wracamy do Yangon. A tam zdarza się jedna z tych niewytłumaczalnie magicznych sytuacji, które znają wszyscy podróżnicy. W przypadkowej chińskiej knajpce, jednej z miliona w wielkim mieście, spotykamy naszego przewodnika ze Szwedagon. Jemy razem kolację, błogosławi nas na szczęśliwy powrót. A potem czas znów płata figla i nagle musimy pędzić na lotnisko. W pośpiechu gubię moje przepiękne niebieskie longyi. Hej, ale to chyba znaczy, że jeszcze tam wrócę?

17

20

16

 Więcej zdjęć znajdziecie na Facebooku Random Travel Stories.

8 uwag do wpisu “Birma vel Mjanma – podróż do innego wymiaru

Leave a Reply

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s