Spokój nad Pacyfikiem – dzikie wybrzeże Kolumbii

Wyobraź sobie śnieżnobiałe piaszczyste plaże, bezchmurne niebo, delikatne fale, tłumy leżaków na piasku… A teraz szybko zapomnij o tej wizji, bo tak NIE wygląda kolumbijskie wybrzeże Pacyfiku!

Kolumbia jest jedynym krajem Ameryki Południowej, który ma szeroki dostęp do dwóch oceanów: Atlantyku i Pacyfiku. I o ile atlantyckie wybrzeże (czyli po prostu Karaiby) jest dość popularne zarówno wśród turystów, jak i samych Kolumbijczyków, o tyle nad Ocean Spokojny dociera stosunkowo niewielu śmiałków (zwłaszcza poza sezonem – ten zaś trwa mniej więcej od połowy sierpnia do połowy października, gdyż właśnie wtedy w tym rejonie można obserwować gody wielorybów).

Tymczasem nad Pacyfik warto się wybrać niezależnie od pory roku, bo jest to region, który urzeka od pierwszego wejrzenia swoją dzikością i dziewiczością. I choć faktycznie nie oferuje typowych rajskich obrazków, to może właśnie w tym nieoczywistym pięknie tkwi jego urok.

Na jednej z dzikich plaż

Maleńki samolot rusza z miasta Medellín – niegdyś jednego z najbardziej niebezpiecznych miejsc na świecie, dziś nowoczesnej i tętniącej życiem mekki turystów i ekspatów. Medellín ma dwa lotniska – jedno poza miastem, dla większych samolotów i dalszych lotów oraz jedno w samym centrum, skąd latają wyłącznie lokalne linie. W tym ciesząca się niezbyt dobrą sławą Satena, która umożliwia dotarcie do tak odizolowanych miejsc jak Bahia Solano w prowincji Chocó.

Osobiście nie mogę narzekać na lot, choć trzęsie solidnie – ale widoki to wynagradzają. Oczywiście im bliżej celu tym piękniej – z okna samolotu można obserwować zarówno szmaragdowy ocean, jak i dziką ścianę dżungli (w Kolumbii zwanej selwą) tuż przy brzegu.  Lotnisko, równie maciupkie co latająca maszyna, również otoczne jest tropikalnym lasem, a na jego zabudowania składa się kilka baraków, niewysoka wieża kontroli lotów, krótki pas startowy. Nie ma taśmy do odbierania bagaży – pracownik, który wyładował je z samolotu, sam rozdaje torby i plecaki i pasażerom.

Departament Chocó w większości zamieszkały jest przez Afro-Latynosów (potomków niewolników sprowadzanych masowo do Ameryki Łacińskiej w okresie kolonizacji kontynentu przez Europejczyków). Mieszka tu również rdzenna ludność z grupy etnicznej Embera–Wounaan. Tworzą dość ciekawą mieszankę kulturową, która mocno odstaje chociażby od kultury paisa znanej z centralnej Kolumbii.

Na lotnisku wraz z moim towarzyszem podróży wsiadamy w tuk-tuka (w Kolumbii zwanego motocarro), nie ruszamy jednak do samego Bahia Solano, ale w przeciwnym kierunku – do malowniczo położonej wioski El Valle. Właśnie tam, na dzikiej plaży Almejal spędzimy najbliższe kilka dni.

Wspomniałam, że wybrzeże Pacyfiku zachwyca w nieoczywisty sposób. Czarny, iskrzący się piasek, skaliste plaże, ciemnozielona puszcza porastająca wybrzeże, ciężkie od kokosów palmy pochylajace się nad oceanem i potężne fale – oto elementy składające się na ów zachwyt.

Przede wszystkim jednak brak ludzi oraz brak zasięgu telefonicznego i internetu sprawiają, że nad Oceanem Spokojnym również mi udziela się spokój.

Od wodospadów do tańców w rytmie champety

Pierwsze dwa dni spędzam głównie bujając się na hamaku w jednym z nielicznych plażowych hosteli i spacerując między skałami obmywanymi przez fale. Nie znaczy to jednak, że nad Pacyfikiem nie ma bardziej „konkretnych” atrakcji.

Najwięcej ich dostarcza sama Matka Natura. W Chocó pada przez okrągły rok, dzięki czemu wszystko rośnie jak oszalałe i ta bujność przyrody zachwyca. W okolicy znajduje się ogromny Park Narodowy Utria, oferujący różnego rodzaju szlaki trekkingowe. Możemy też popłynąć z lokalnym przewodnikiem do pobliskiej zatoczki El Tigre, a tam poprzedzierać się przez tropikalny las deszczowy, zajrzeć do jaskinii pełnej nietoperzy, wykąpać się w aż czterech różnych wodospadach, po czym zjeść obiad przygotowany nad ogniskiem i odpocząć na plaży. Jeśli będziemy mieć szczęście, możemy spotkać przedstawicieli lokalnej fauny – kolorowe żaby, jadowite pająki, żółwie, małpy, leniwce czy unikalne czarno-żółte tukany. Na obserwacje zwierząt warto też wybrać się nocą – oczywiście z kimś, kto lokalne szlaki i przyrodę zna jak własną kieszeń.

Niestety Chocó to również jeden z najuboższych regionów Kolumbii, nadal uchodzący za dość niebezpieczny – z uwagi na swoje odizolowanie bywa wykorzystywany chociażby przez przemytników czy grupy partyzanckie. Dlatego samodzielne schodzenie z wydeptanych szlaków nie jest rekomendowane.

Po zachwytach nad naturą, przychodzi czas na poznawanie lokalnej kultury i mieszkańców Chocó. Dzięki ich gościnności mogę spróbować viche – tradycyjnego alkoholu, wytwarzanego na bazie trzciny cukrowej i liści palmy, którego domowe receptury są przekazywane z pokolenia na pokolenie.  Ruszamy też na imprezkę. Choć wioska El Valle nie może pochwalić się szczególnie imponującym życiem nocnym, Kolumbijczycy zawsze i wszędzie muszą mieć swoją fiestę. W lokalnej trzypiętrowej dyskotece słychać dźwięki salsy, ale także cumbii, reggeatonu czy champety – która doskonale odpowiada powiedzeniu, głoszącym, że taniec to „pionowy wyraz poziomych pragnień”.

Skoki humbaków

Tym, co jednak najbardziej przyciąga turystów nad Pacyfik w sezonie, są wieloryby. A konkretnie humbaki, czyli długopłetwce oceaniczne. Te ogromne morskie ssaki osiągają kilkanaście metrów długości i kilkadziesiąt ton masy. W przeciwieństwie do innych gatunków wielorybów (na przykład płetwala błękitnego), humbaki chętnie wyskakują ponad lustro wody, dzięki czemu można je podziwiać w pełnej krasie.

źródło: http://www.semana.com

Humbaki oczywiście nie żyją w Kolumbii na stałe. Prowadzą wędrowny tryb życia i tutejsze wody odwiedzają przez zaledwie kilkanaście tygodni w roku, aby połączyć się w pary i wydać na świat potomstwo. Wielorybie gody można obserwować bardzo blisko brzegu, często nawet z samej plaży – choć najlepiej wybrać się łódką (znów, z lokalnym przewodnikiem) w miejsca, gdzie spotkanie z humbakiem jest właściwie gwarantowane. Pod koniec wielorybiego sezonu, czyli we wrześniu i październiku przy odrobinie szczęścia możemy nawet spotkać wielorybie dzieci!

Choć podczas mojego pobytu nad Pacyfikiem w lutym humbaków ani widu ani słychu, nie narzekam na brak wrażeń. Popijam wodę ze świeżo zerwanego kokosa, słucham afrolatynoskich rytmów, moczę stopy w oceanie i dopisuję plażę Almejal do listy naprawdę wyjątkowych miejsc na Ziemi, do których na pewno jeszcze nie raz powrócę.

CHCESZ SIĘ WYBRAĆ DO KOLUMBII I ODWIEDZIĆ WYBRZEŻE PACYFIKU? WYJEDŹ ZE MNĄ NA KAMERALNĄ WYPRAWĘ [ZOBACZ SZCZEGÓŁY]

KĄCIK PRAKTYCZNY

Kiedy: Jeśli chcemy zobaczyć wieloryby, to trzeba zaplanować pobyt między sierpniem a październikiem. Minus jest taki, że jest to pora deszczowa, a Chocó to i tak jeden z najbardziej deszczowych rejonów świata.

Wiza i waluta: Wizę turystyczną dostaje się na lotnisku – Polscy turyści mogą przebywać z nią w Kolumbii przez 90 dni i istnieje opcja jej przedłużenia w ambasadzie na kolejne 90 dni. Walutą jest kolumbijskie pesos (COP); 1 PLN = ok. 890 COP.

Dojazd i transport: Do Bahia Solano dolecimy z miasta Medellín (linie Satena lub Easy Jet). Na miejscu możemy przemieszczać się tuk-tukiem (motocarro) i w ten sposób dostać się np. na plażę Almejal.

Noclegi: Na Almejal znajdziemy kilka hosteli, spośród nich polecam The Pelican House i Humback Turtle. Każdy z nich oferuje dormitoria i domki prywatne, warunki są jednak dość spartańskie. Nieco bardziej luksusowym (ale i wyraźnie droższym) miejscem jest Ecolodge El Almejal.

TOP 3 miejsca/atrakcje: 1) Obserwacje wielorybów, 2) Wycieczka do zatoczki El Tigre i kąpiel w wodospadach, 3) Relaks w hamaku na czarnej plaży

Więcej zdjęć i opowieści z Kolumbii znajdziesz na Instagramie @jadzka_z_kolumbii:

Leave a Reply